Antyklerykalizm - to się leczy!
Już czas katolicyzm wziąć w swoje ręce...!
Na nic dekady rządów komunistów, na nic liberalna demokracja i względny dobrobyt. Polacy nadal należą do Kościoła, chrzczą dzieci, śluby zawierają przed ołtarzem, a ludzie obojętni religijnie i niewierzący proszą o katolicki pogrzeb dla męża, żony, ojca, matki czy kogoś z rodziny, bo co powiedzą bliscy i znajomi?
Antykatoliccy rewolucjoniści postanowili więc zmienić strategię z długiego marszu na wielki skok, co wskazuje, że grunt pali im się pod nogami. W ostatnich tygodniach obserwujemy wyraźne wzmożenie antyklerykalnych wątków w krajowej debacie publicznej. Polskojęzyczne portale – gdy brakuje im powodów do ataków na Kościół – posuwają się nawet do odgrzewania „starych kotletów” i przypominają sprawy sprzed kilku miesięcy i lat (zwróćcie Państwo uwagę, że w doniesieniach często brakuje informacji o dacie wydarzenia). Zrobią wszystko, byle tylko uderzyć, obrzucić błotem – coś zawsze się przyczepi.
„Kłam, kłam, a zawsze coś z tego pozostanie” - ta stara Goebbelsowska zasada niemal króluje w wielu środkach społecznego przekazu. Najgorsze ma jednak dopiero nadejść, a próba obrzydzenia Polakom Wiary dokonać ma się nie tyle przez film, który – jak mówił jeden z najważniejszych antyklerykałów w historii: Włodzimierz Lenin – jest najważniejszą ze sztuk.
Zwykle zaczynało się niewinnie – postępowi filozofowie krytykowali „ciemnotę kleru”, wąskie horyzonty, a Wiarę traktowali niczym zabobon. Intelektualiści sugerowali oczyszczenie duchowieństwa i całego Kościoła z błędów. I zawsze kończyło się tak samo. Historia nowożytnego antyklerykalizmu to historia zakrojonych na szeroką skalę ludobójstw, topienia, ścinania, profanacji cmentarzy i Najświętszego Sakramentu oraz prób łamania sumień. Ostrze nienawiści do Świętej Wiary w pierwszej kolejności kierowane było wobec katolickich kapłanów.
„Kiedy chce się zniszczyć religię, zaczyna się od ataków na kapłanów, bo tam, gdzie nie ma kapłana, nie ma już ofiary i religii” – mówił proboszcz z Ars, święty Jan Maria Vianney. Nie sposób odmówić mu racji. Gdy zabraknie kapłanów – nieważne, czy zostaną zamordowani, czy braknie nowych powołań wskutek zniszczenia obrazu księży – nie będzie szafarzy sakramentów, nie będzie Komunii Świętej ani spowiedzi. Gdzie swoją duszę oczyszczą stojący u progu wieczności, gdy w konfesjonale hulać będzie wiatr? Dziś ta sprawa interesuje jedynie część katolików, jednak historia zna również wielu antyklerykałów wzywających na łożu śmierci kapłana. Do niejednego z nich ksiądz zdążył. Jednak gdy duchownych zabraknie…?
Nienawiść do chrześcijan i antyklerykalizm nie są „wynalazkiem” czasów nowożytnych. Już Pan Jezus zapowiadał, że wiernych Jego Nauce czekać będzie niezrozumienie, a nawet nienawiść świata oraz cierpienie, jednak „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.
Brutalną przemoc wobec wyznawców Chrystusa stosowali już starożytni Żydzi oraz poganie w czasach Imperium Rzymskiego. Prześladowania naszych braci w wierze cechowały nie tylko panowanie Nerona, ale nawet epokę tak oświeconego i rozfilozofowanego władcy, jakim był Marek Aureliusz. Rzymianie w pewnych okresach mordowali chrześcijan, ale agresja miała również charakter werbalny. Wyznawców Chrystusa oskarżano o straszne, a niekiedy absurdalne czyny. Niektóre z zarzutów dotyczyły sfery seksualnej – mimo, że spora część rzymskich elit z moralnością miała niewiele wspólnego. Jak to znajomo brzmi! Ileż razy słyszeliśmy z ust żyjących z n-tym partnerem „celebrytów”, jak to Kościół jest zły! Ileż razy zarzuty natury obyczajowej formułowali homoseksualiści, żyjący w związkach nieformalnych i żyjący jakby BOGA nie było!
Kościół przetrwał starożytne prześladowania oraz fale brutalnych oszczerstw. Wrogowie chrześcijaństwa wyciągnęli wnioski. Wszystkich uczniów Chrystusa zamordować nie sposób – można natomiast próbować zniszczyć ich dusze, zabierając kapłanów. To nowożytna strategia wrogów Kościoła!
W chwilach ataków na Kościół, los katolickiej wspólnoty, jeszcze bardziej niż dotychczas, spoczywa w rękach wierzących – kapłanów i świeckich. By przetrwać próbę potrzeba wewnętrznego oczyszczenia, poukładania relacji z Panem Bogiem, przylgnięcia do łask płynących z sakramentów i żarliwej modlitwy. Przyszłość Kościoła w Polsce zależy od nas! Pamiętajmy o tym, gdy spotkamy się z medialnymi atakami i społecznymi szykanami. Nie zapominajmy również, że „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.
Widzimy „gołym okiem” – Kościół w Polsce nie pasuje do demokracji. Kościół Chrystusowy (Katolicyzm) i demokracja to systemy całkowicie niekompatybilne. Jak bowiem pogodzić Chrystusowy nakaz życia według ewangelicznej zasady: „Tak, tak – nie, nie; a co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37) z fundamentalnym założeniem demokracji – relatywizmem? W demokracji „dobro i zło” zależy od decyzji parlamentu, a o etyce i moralności decyduje większość głosów. Czyż więc można się dziwić, że w takiej sytuacji zupełnie naturalnie kreuje się ona na substytut religii, by z czasem – nie mając żadnego racjonalnego uzasadnienia – przejąć funkcję religii sensu stricto?
Ks. Tadeusz - proboszcz
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!